Europa produkuje maszyny, które wydają się bezpieczniejsze niż urządzenia budowane według standardów amerykańskich. Wynika to z tego, że Europa korzysta ze zharmonizowanych norm które brzmią imponująco, jak np. standard IEC 13849 czy EN 62061. Autor poniższego artykułu uważa, że jest to fikcja mająca na celu zdołowanie amerykańskiej gospodarki.
TJ McDermott miał okazję oglądać system pionowego przechowywania dostarczony z kraju Unii Europejskiej. System ten posiada centralną windę, które może transportować ładunki do któregokolwiek z 20 poziomów stosu. Windy mogą być ładowane z obu stron. Duże strefy załadunku o wymiarach około 1x3,5 metra są zabezpieczone kurtynami świetlnymi i bardzo łatwo jest stworzyć fałszywy alarm bezpieczeństwa. Czułość tych kurtyn była tak duża, że przelatująca mucha powodowała zatrzymanie maszyny.
W innym przypadku natomiast system wykazał się brakiem skuteczności wykrywania niepożądanych obiektów. Kiedy jeden z dwóch mechaników dokonujących jakiejś naprawy znalazł się w zasięgu windy, drugi z nich zresetował urządzenia kontrolne i uruchomił ponownie windę. System zupełnie zignorował pierwszego mechanika znajdującego się w zasięgu windy narażając go na potencjalne zagrożenie.
Jak twierdzi autor, europejskie standardy wyglądają ładnie. Są dobrze opracowywane i scentralizowane. Co jednak z tego, gdy nie są właściwie realizowane a odpowiednie znaki na maszynie istnieją? Powoduje to naruszenie wiary w bezpieczeństwo i czynią te znaki bezwartościowymi. Te elementy zabezpieczeń ww. maszyny nie są bezpieczne z punktu widzenia przepisów OSHA. Użytkownik końcowy otrzymał potencjalnie niebezpieczne środowisko pracy. Oczywiście użytkowanie powinno być realizowane według instrukcji użytkownika, jednak bezpieczeństwo i tak zostanie naruszone, a polityka bezpieczeństwa pracy nie będzie przestrzegana.
Europejski model bezpieczeństwa kładzie ciężar ochrony użytkowników na producencie maszyny. Gdy ktoś kupuje jakiś element lub całą maszynę z Europy, szukając znaku CE znajdzie go i pomyśli, że urządzenie jest bezpieczne, bo ma ten znak. Ww. przykład wskazuje na wadę tego modelu, bo pomimo znaku CE maszyna nie okazała się bezpieczną.
W amerykańskim modelu bezpieczeństwa to użytkownik jest obciążony stanem bezpieczeństwa. To firma musi zapewnić bezpieczne miejsce pracy dla pracowników. Użytkownik może domagać się od producenta bezpiecznego urządzenia ale nadal odpowiedzialność spoczywa na użytkowniku. Autor uważa, że model amrykański daje większe bezpieczeństwo niż europejski, ponieważ amerykański posiada dodatkową warstwę bezpieczeństwa (kontrolę), ale europejski już nie. Europejski zdaniem autora posiada poważną lukę - brak rzeczywistej kontroli przestrzegania norm.
Jak większość z Was wie, w Polsce działa Urząd Dozoru Technicznego. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej, kiedy to wszystkie maszyny naszej produkcji musiały spełniać wymagania UE i posiadać znak CE zakres kontroli UDT znacznie się obniżył (zgodnie z europejskimi założeniami standardów). Prawdą jest, że ograniczyło to kwestie formalne i znacznie uprościło odbiory urządzeń. Nie mniej jednak w Polsce, podbnie jak w USA działa "lokalna" komórka kontroli bezpieczeństwa, której zadań nie odebrały europejskie przepisy i pomimo, że produkty posiadają znak CE, użytkowanie ich jest możliwe dopiero po pomyślnym przebiegu inspekcji UDT.
Co sądzicie o tym podejściu? Czy jest to problem europejskich standardów czy konkretnego producenta? Zapraszamy do komentowania.